Strona główna
Dzisiaj jest:19-5-2024

Ze wspomnień matki

 

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. W maleńkim pokoju drzemała niczego nieświadoma Julita. Pamiętam jak zareagowała moja mama, gdy zobaczyła ją poraz pierwszy. Zadające ból słowa:

-Co to jest??

I siarczysty policzek. Jakby choroba Julci była moją winą. Jakby Julitka nie była człowiekiem tylko szmacianą lalą. Jakby jej życie nie było cudem. Mama zmarła rok temu. Do końca życia nie umiała pogodzić się z chorobą mojej córeczki. Nikt nie chciał się z nią pogodzić. Chciałam żeby zrozumieli, że Julka jest normalnym człowiekiem. Żeby dali jej szansę i dostrzegli w niej to co ja widziałam. Jej słodkie gruchanie, śliczne, złote loczki, niewinny uśmiech i iskrzącą się w oczach radość życia. Nikt nie chciał tego zobaczyć. Wszyscy patrzyli tylko na jej zniekształcone ciało. A czego w tym dziecko było winne? Do dziś wracając do tamtych chwil staram się ich zrozumieć, ale nie potrafię. Chiałabym kiedyś wybaczyć. Opowiem Ci historię mojej Julitki; malutkiego promyczka, który swoim istnieniem rozświetlił mrok mojego życia. Opowiem Ci o mojej córeczce, która żyje na przekór wszystkim i wszystkiemu... Posłuchaj..

Miałam szesnaście lat, gdy zaszłam w ciążę. Mimo młodego wieku cieszyłam się na myśl o zostaniu matką. Oskar, mój chłopak, cieszył się razem ze mną. Obydwoje marzyliśmy o małym domku w górach i radości płynącej z możliwości wychowywania naszego słoneczka. Rodzina spokojnie przyjęła wieść, że niedługo się powiększy. Byli już przyzwyczajeni do tego, że panny Krauze szybko zakładają domowe gniazdko. Myślę, że Oskar zbyt szybko z beztroskiego chłopca musiał zamienić się w odpowiedzialnego mężczyznę. Nie nadążał za mną, ale przynajmniej starał się dotrzymywać mi kroku. To wszystko było dla niego za dużo, ale udawał, że jest dobrze. Może gdybym z nim wtedy porozmawiała, wszystko potoczyłoby sięnaczej. Ja jednak za bardzo skupiłam się na radości płynącej z niesienia dzieciątka pod sercem. Trudno się za to obwiniać,miałam wtedy szesnaście lat, jednak do tej pory zastanawiam się co by się stało gdybym zachowywała się wobec niego inaczej.Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj.Liście radośnie migotały w takt szumiącego między nimi wiatru. Byliśmy weseli i roześmiani. Po raz pierwszymieliśmy zobaczyć naszego maluszka. Rozpierała nas duma, że to właśnie nasze dzieciątko. Pierwszy niepokójpojawił się, gdy lekarz na gwałt chciał skonsultować USG Julitki z innym specjalistą. Czułam, ze coś jest nie tak,a jednocześnie bałam się, że sytuacja ta zwiastuje koniec pozornego szczęścia. Nie musieliśmy długo czekać na wyrok.

- Wasze dziecko pożyje może z kilka lat. Łatwiejszym rozwiązaniem będzie załatwienie sprawy od ręki.

Zostawię wam numer telefonu. Jeśli się zdecydujecie- zadzwońcie.Od początku wiedziałam, że nie pozwolę zabić swojego dziecka. Oskar nie był tak pewny jak ja. Miotał się pomiędzy wizjąłatwego życia a trudami wychowywania chorego dziecka. W końcu powiedział to, na co czekałam od dawna:

Zadzwoń, jeśli będziesz potrzebować pieniędzy.

Nigdy więcej go nie spotkałam mimo tego, że jego numer telefonu trzymam do dzisiaj w swoim portfelu. Od tamtej pory zrozumiałam, że mogę liczyć jedynie na siebie. Ukrywałam przed rodzicami stan mojego dziecka, gdyż bałam sięich reakcji. O chorobie Julci wiedziałam tylko ja, Oskar i lekarz. W dzień rozwiązania wszyscy byli nerwowi. Nie wiedziałam jak zareagują rodzice. Bałam się o los mojej córeczki. Chciałam oddać jej trochę swojego zdrowia, bylebynie musiała cierpieć. Po porodzie matka bardzo się zdenerwowała. W ogóle nie postrzegała Julci jako normalnego człowieka.Kiedy nerwy opadły nadal miała pretensje, że nie powiedziałam jej wcześniej. Chciała, żebym usunęła problem.

- Niepotrzebnie się męczycie; ty i dziecko. Eutanazja to naprawdę dobre rozwiązanie.

W godzinę spakowałam siebie i Julitkę. Kupiłyśmy bilet do Karpacza w jedną stronę. Ciocia Augustyna przyjęła nas z otwartymi ramionami. Dała nam to, czego inni poskąpili; ciepło, miłość i zrozumienie. Dopiero tam mogłyśmy być naprawdę szczęśliwe.Julita ma dzisiaj 5 lat. Każdego dnia udowadnia mi, że moja decyzja była słuszna; że było warto. Nieważne co mówili lekarze,rodzina, ani nawet to co mówił Oskar. Ważne, że żyjemy obie; razem i, że możemy cieszyć się z każdegodnia, który Dał nam Bóg.

 

 

Autor: Monika Witon

Powered by dzs.pl & Hosting & Serwery